Strona:PL Zola - Rzym.djvu/846

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjęcia, a salonów białych było stosunkowo mało i żadna z pań tego świata nie zasłynęła jako królowa nadająca ton towarzystwu.
— Wreszcie dobiliśmy się! — zawołał Narcyz, wchodząc na schody.
Piotr zaś prosił go:
— Trzymajmy się razem, bo znam tylko narzeczoną, więc chciałbym, abyś mnie mógł przedstawić jej rodzicom...
Po schodach szli wolno, skutkiem panującego na nich tłoku gości. Cała klatka schodowa zalana była potokami światła elektrycznego, które się paliło w bukietach lamp przystosowanych do olbrzymich, staroświeckich kandelabrów z bronzu. Stiukowe ściany przysłonięto makatami przedstawiającemi dzieje Psyche i Amora, było to arcydzieło przechowywane w rodzie Buongiovannich od epoki Odrodzenia. Wspaniały, mięki dywan przysłaniał nieco już uszkodzone stopnie marmurowych schodów a na olbrzymich jak sale zakrętach, poustawiano gaje zielonych roślin, z których wytryskały wysokie drzewa palmowe. Starożytny pałac zdawał się dziś żyć na nowo, uśmiechał się i płonął na przyjęcie strojnych i pięknych kobiet, tłumnie wstępujących ku górze, o ramionach obnażonych, pachnących, połyskujących ogniami brylantów.
Gdy stanęli na pierwszem piętrze, spostrzegł Piotr zaraz księcia i księżnę, stojących przy drzwiach salonu dla powitania gości. Książe