Strona:PL Zola - Rzym.djvu/778

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niędzy, tem więcej, że zaraz po rozłączeniu się z żoną, hrabia spłacił jej wartość gruntu:
— Tak, wolę przyjeżdżać tutaj powozem — mówił dalej Prada — jest to dla mnie daleko wygodniejsze, bo nie jestem krępowany godzinami odejścia pociągów. A jak tu wpadnę, to nigdy nie wiem, kiedy będę mógł wyjechać... Oto i dzisiaj muszę się naradzać z przedsiębiorcami robót, z adwokatami, taksatorami... i nie wiadomo, ile godzin to zabierze... Ale cóż mówisz, księże Piotrze, o piękności okolicy? Prawda że jest niezrównana?... i że słusznie szczycimy się w Rzymie pięknością Frascati. Jakkolwiek mam tu sporo kłopotów, przyjeżdżam wszakże chętnie i nigdy nie mogę dość napoić oczu pięknością wszystkiego co nas tutaj otacza.
Nie wspomniał że przyjeżdżał tu często nie tylko z powodu budujących się will, lecz także dla odwiedzania swej przyjaciółki, jak nazywał Lizbettę Kauffmann, która całe lato spędziła we Frascati, wynająwszy ładny pałacyk z pracownią malarską, pełną zawsze gości, zwłaszcza z cudzoziemskiej kolonii przebywającej czasowo w Rzymie. Lizbetta była malarką a przytem ujmująco wesołą ładną kobietą, więc jej przebaczano nielegalny jej związek miłosny, nawet przebaczano jej że powiła syna, którego przyjście na świat dostarczyło nowego materyału do plotek w salonach białych i w salonach czarnych, gdzie