Strona:PL Zola - Rzym.djvu/749

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mszy, które im z łaski odstępowano. Mieszkali w najnędzniejszych zajazdach, w towarzystwie złodziei i zawodowych żebraków. Prócz tych, stale osiadłych w Rzymie księży różnych kategoryj, była ogromna liczba przejezdnych, czasowo tylko przybyłych ze wszystkich krańców chrześciańskiego świata. Byli pomiędzy nimi awanturnicy, zarozumialcy, wierzący, oraz waryaci, a wszyscy zbiegali się do Rzymu, jak owady z ciemności dążące ku światłu zapalonej pochodni. Ludzie ci, różnych narodowości, różnego wieku i majątku, uwijali się po Rzymie, smagani biczem swej ambicyi, a pod naciskiem swych żądz niepomiarkowanych, tłoczyli się dokoła Watykanu, czyhając swobodnej chwili, by rzucić się na upragniony łup, po zdobycie którego przybyli do Rzymu. Piotr wszędzie i ciągle napotykał tych przybyszów i z pewnego rodzaju wstydem, mówił sobie, że należy do ich liczby.
Ach ileż, ileż w tym Rzymie widziało się tych czarno odzianych księży i mnichów w habitach o barwach najrozmaitszych! Seminarya wszystkich narodowości pełne były kleryków, którzy wyprowadzani na częste spacery, pstrzyli ulice jaskrawością pasów i wypustek, odbijających na ciemnych przeważnie sutanach. Klerycy francuscy ubierali się czarno, klerycy z Ameryki południowej na czarnej sutanie nosili pas niebieski, klerycy z Ameryki północnej mieli pas czerwony, w polskiem seminaryum przewiązywali się