Strona:PL Zola - Rzym.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W chwale pogodnego dnia podziwiał ten Rzym zawsze młodzieńczy, łagodny jak dziecię, skąpany blaskiem jaśniejącego nieba, promienny pięknością poranku, przeczysty i gorejący jak chciały go widzieć własne jego marzenia.
Wreszcie Piotr oderwał się od czarującego widoku. Z boku tarasu, na słońcu, czekała go dorożka; woźnica i koń, pochyliwszy głowy, nie ruszyli się z miejsca. Żarem piekących promieni rozpalona walizka leżała na przedniej ławeczce w powozie. Piotr, stanąwszy w dorożce, dał raz jeszcze swój adres:
— Via Giulia, palazzo Boccanera.