Strona:PL Zola - Rzym.djvu/645

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój najdroższy, jakże jestem rada, że już teraz żadna kobieta nie będzie mi ciebie odbierała!... już skończyły się wszystkie nasze nieszczęścia... i mnie jedną będziesz kochał... ja jedna będę miała prawo do ciebie...
Dario patrzył z namiętnem przywiązaniem na mówiącą, bo rzeczywiście ją jedną tylko kochał w życiu i z chwilą, gdy zostanie jego żoną, postanawiał nazawsze być jej wiernym. Benedetta nigdy o tem nie powątpiewała i często z nim o tej przyszłości mówiła, siedząc całemi dniami przy łóżku i dozorując go zazdrośnie podczas tych kilku tygodni. Zdawało się jej, że Dario jest znów tym dawnym niewinnym chłopcem, którego pokochała wśród kwitnących drzew pomarańczowych w ogrodzie przy willi Montefiori. Podczas swej choroby Dario rzeczywiście nabrał coś dziecięcego, całemi dniami bawił się oglądaniem obrazków rozrzuconych na łóżku, wpatrywał się w fotografie, śmiał się do nich uradowany. Osłabienie, jakiemu ulegał, uwydatniło zwykłą jego drobiazgowość i zniedołężnienie rasowe, był to powrót do stanu dzieciństwa, powrót jaki można zauważyć u ludzi wyczerpanych, zużytych starością. Przytem nie umiał cierpieć a nudząc się monotonią parotygodniowego przebywania w pokoju, wymagał od Benedetty, by go bawiła, by śpiewała i była wesołą. Benedetta, nie zastanawiając się nad egoizmem takich zachcianek, stosowała się do woli Daria a rozmowy, jakie z so-