Strona:PL Zola - Rzym.djvu/583

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lumnadą budzą się z odrętwienia i dłonie wyciągają ku ziemi... Ach, Rzymie! Ty, Rzymie przedziwnych rozkoszy!... Rzymie, cudem świata będący! Rzymie, byle żyć wśród drogocennej twej piękności, wyrzec się można wszystkiego! Podziwiając twoją niezrównaną okazałość, poprzestać można na samem tylko wdychaniu twojego powietrza!... Tutaj można być nędznym jak Job a czuć się niewysłowienie szczęśliwym, bo upojonym rozkoszą podziwu rzeczywistego piękna!... Rzymie, Rzymie, modlę się do czaru, jaki roztaczać na nas raczysz!
Piotr spojrzał na Narcyza nieco niedowierzająco, albowiem przypomniał sobie jak jasno i trzeźwo mówił dziś o kwestyach finansowych, jaki był zwięzły i suchy w obliczeniach sum zaprzepaszczonych w ową nieszczęsną, niedokończoną dzielnicę miasta, dzielnicę będącą ropiejącym wrzodem, osiadłą w pobliżu zamku św. Anioła. Ach, ileż tam nędzy się teraz gnieździ! Ile cierpienia! Serce Piotra wezbrało bezgraniczną litością dla nędznego tłumu tamtejszej biednej ludności. Z bolesnym smutkiem myśleć począł nad niesprawiedliwością społeczną, skazującą większość na życie męczeńskie, na istnienie bydląt sponiewieranych i wyklętych, pozbawionych wszelkiej radości i wiecznie łaknących okruszyny chleba! Znów oczy Piotra spoczęły na oknie sypialni Leona XIII. Zdawało mu się, że biała postać stojąca po za szybami wzniosła rękę, jakby bło-