Strona:PL Zola - Rzym.djvu/516

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niesie o nas pojęcie i co mówić będzie o naszym Rzymie!... Gdyby tam poszedł — nieciekawe i niepochlebne miałby o nas wspomnienia!...
Mówiła gniewnie, a głos jej świadczył o dotkniętej rzymskiej dumie. Po co pokazywać cudzoziemcom rany, którychby inaczej może nie dostrzegli?... Wreszcie zkąd można wiedzieć, jak spożytkuje to człowiek obcy?... Trzeba umieć skrywać swoje nędze, trzeba, aby Rzym olśniewał, zdumiewał obcoprzybyszów, by za powrotem do siebie, głosić mogli jego sławę i piękno niezrównane.
Narcyz Habert, zniżywszy nieco głos, rzekł do Piotra:
— Najzupełniej zapomniałem powiedzieć ci, żeś powinien zwiedzić tę dzielnicę po za Tybrem... Na dawnych łąkach po za zamkiem Świętego Anioła, wzniesiono całą nową dzielnicę, niezmiernie ciekawą... Jest to rzecz typowa i jedyna w swoim rodzaju. Ręczę ci, że nie pożałujesz wycieczki w tamtą stroną... zobaczysz coś niezwykłego i wyjaśniającego wiele z dziejów ostatnich lat kilkunastu.. Powiadam ci, że to warte widzenia... są to rzeczy nadzwyczajne... tak, zupełnie nadzwyczajne...
— A zwróciwszy się do Benedetty, zapytał:
— Więc idziemy jutro... jutro z rana?... Niech pani wybierze godzinę... naprzykład godzinę dziesiątą?... na umówionem miejscu znajdzie pani mnie i księdza Piotra... bo wpierw chcę mu po-