Strona:PL Zola - Rzym.djvu/509

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na który ze szmerem padał strumień wody, wyrzucanej przez tragiczną maskę, omdlewała z miłości i konać się zdawała wsparta o starożytny grobowiec, przyozdobiony rzeźbą, wyobrażającą faunów ścigających i obejmujących miłośnie młode ładne kobiety. W starożytności często pokrywano ściany grobowców obrazami bachanalij, mówiącemi o wszechmocnej sile miłości, był to symbol zwycięztwa życia nad śmiercią.
Ciepły wiatr powiał po ogrodzie, niosąc silny zapach pomarańcz i bukszpanów. Słońce goręcej poczęło pałać w ustronnym ogrodzie. Wreszcie Piotr rzekł z cicha:
— Kochając, znajduje się siłę, by znosić cierpienie...
— Tak, tak, masz racyę, drogi księże Piotrze!
I już uśmiechnięta dodała po chwili:
— Poddałam się smutkowi jak małe dziecko... Ale to wina twojej książki... Gdy jestem zmartwiona przejmuje się nią z rodzajem egzaltacyi... Tak, mówmy już tylko o twojej książce... Powiedz, księże Piotrze, czy zrobiłam jakie postępy?... Czy jesteś ze mnie zadowolony?... W tej oto chwili czuję, że wszyscy ludzie którzy cierpią, tak jak ja cierpię, są mi rzeczywiście braćmi i siostrami...
Po chwili, pożegnawszy się z Piotrem, odeszła, a on, jak zwykle, pozostał jeszcze czas jakiś w ogrodzie, rozkoszując się samotnością a zara-