Strona:PL Zola - Rzym.djvu/487

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wtedy rzeczywiście wspaniały. Ten ołtarz o strojnym, kwiecistym, złoconym baldachimie, wymarzonym przez Berniniego, cały dwór pontyfikalny, z jaśniejącemi gromnicami w ręku, w pośrodku Ojciec święty w złotym ornacie, jak święta monstrancya, a naprzeciw kardynałowie w purpurze i koronkach, arcybiskupi i biskupi w fioletach, trybuny pełne kobiet w narodowych welonach, trybuny iskrzące się od bogatych mundurów poselskich i wojskowych, wreszcie tłum ten potężny, zbity i cisnący się zewsząd, roznamiętniony i rozmodlony a śpiewający teraz całą siłą swych piersi, całą mocą rozegzaltowanych uczuć, wszystko to było wielkości nadzwyczajnej, potężnej, jak ten kościół, ku takim jak dzisiejsza wzniesiony uroczystościom.
Po odśpiewaniu „Te Deum“, Leon XIII, zdjąwszy mitrę, włożył na głowę tiarę i zamienił ornat na płaszcz pontyfikalny. Siadł teraz na tronie ustawionym na dość wysokiej estradzie, z której wszystkich mógł widzieć i przez wszystkich mógł być widzianym. Odmówiwszy rytualne modlitwy, powstał, a tłum cały zatrząsł się, jakby nań powiało tchnienie pozaświatowych tajemnic. Postać papieża wyniosłą się zdawała w tym złotolitym płaszczu Najwyższego kapłana, w tej symbolicznej tiarze, będącej potrójną koroną. Zapanowała nagła i głęboka cisza, wśród której dosłyszeć można było bicie serc czterdziestu tysięcy. Papież, uniósłszy rękę ze szlachetnym gie-