Strona:PL Zola - Rzym.djvu/482

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sem stanowczym, że są to piękni mężczyźni a jakaś włoszka zaczęła opowiadać swej przyjaciółce angielce, że niegdyś w straży szlacheckiej służyła młodzież z arystokracyi rzymskiej, ku czemu niemałą przynętą był bogaty mundur i możność popisywania się w nim konno w publicznych miejscach spacerowych. Obecnie rekrutowanie do tego świetnego pułku szło bardzo opornie, tak iż większość tych ładnych chłopców pochodziła z rodzin wątpliwego szlachectwa i tak biednych, że służyli tylko dla żołdu, który chociaż skromny, pozwalał im żyć, nie umierając z głodu.
Jeszcze przez kilkanaście minut trwało wyczekiwanie, napełniające nawy coraz większą wrzawą rozmów prywatnych, dla skrócenia bowiem czasu, przypatrywano się sobie wzajemnie, czyniono uwagi, opowiadano dzieje znakomitszych osobistości w trybunach.
Wreszcie rozpoczęła się defilada tak niecierpliwie oczekiwanego orszaku. Gdy się ukazał, przyjęto go grzmotem oklasków jak w teatrze. Oklaski wzmagały się, odgłos ich odbijał się o wysokie sklepienia świątyni, hucząc z wściekłością szalejącej burzy. Orszak papieża witany był jak ulubiony aktor ukazujący się na scenie przed tysiącami widzów, których serca oddawna sobie pozyskał. Wreszcie wszystko było tu obliczone jak w teatrze dla wywołania jak największego efektu. Orszak uszykował się w kulisach, to jest w kaplicy de la Pietà, pierwszej przy głównem