Strona:PL Zola - Rzym.djvu/454

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lewską majestatyczność pod naciskiem nurtujących ją myśli. Wszak był przedstawicielem tego, co wieczne, tchnieniem a nie ciałem, duszą przeczystą, wyswobodzoną ze wszelkich pęt ziemskich. Tak, człowiek, ten będący najwyższym kapłanem a zarazem królem ponad dwustu piędziesięciu milionami wiernych, przedstawiał sobą władzę, przed którą nic dziwnego że na twarz padali pątnicy przybywający z tak daleka, maluczcy zawsze karmieni słowy o jego wielkości. Na widok tego mocarza, legli jakby gromem rażeni, bo olśniewała ich potęga najwyższa na ziemi. Wszak był on wybrańcem, jedynym, nadludzkim, jednoczył w sobie wieki historyi, począwszy od Piotra apostoła. Przez jego istotę po nad inne wybraną i upodobaną, niebo przemawiało do ludzi, zamieszkiwał w niem Bóg, który, sługę swojego odłączając od reszty świata, darzył wszechwładzą i wszechwiedzą. Z ramienia Boga wyznaczony, był on nieomylnym monarchą, władzą całkowitą na ziemi, zbawieniem dusz wiernych, Bogiem widzialnym! Jakże nie miały ku niemu wzlatać dusze pożądające wiary?... Jakże nie miały się w nim rozpływać dusze, nareszcie znajdujące pożądaną pewność?... Dusze łaknące pocieszenia w całkowitem oddaniu się i zamknięciu na łonie Boga samego!
Ceremonia zbliżała się ku końcowi. Baron de Fouzas przedstawiał Ojcu świętemu członków komitetu, oraz kilku wybitniejszych pątników. De-