Strona:PL Zola - Rzym.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ganie swego stworzycielstwa, płodząc światy i szeroko ku nim rozwierając swe ramiona! A ten Adam... jakże był piękny, jak szlachetną była linia jego ciała i ruch wysuniętej naprzód ręki, ku której spływa tchnienie życia ze skinienia palca Jehowy. Giest tej ręki i jego palca, jest godnym podziwu przez prostotę, z jaką od Stworzyciela spływa dar życia ku stworzeniu. Nie potrzeba nawet zetknięcia, wola Stwórcy wystarcza, a jednak w tej maleńkiej przestrzeni, zawartej pomiędzy tą ręką i tym palcem, mieści się nieskończoność niewidzialnego, nieznanego, całość tajemnicy. Jakże Ewa jest potężną a zarazem godną miłości! Ewa o rozłożystem łonie, mogącem nieść ciężarność zrodzić się mającej ludzkości, postać jej posiada wdzięk dumy a zarazem zalotną pieszczotliwość kobiety żądnej być kochaną aż do zaprzepaszczenia i zguby; streszcza ona w sobie kobiecość całą, nęci powabnością, a płodnością swą przyszłą przykuwa i panuje.
Nawet figury dekoracyjne, siedzące na pilastrach po czterech rogach fresków, głosiły tryumf ciała. Młodzieńcy szczęśliwymi być się zdawali nagością swych członków, wspaniałe ich torsy dyszały przyśpieszonem tętnem życia, a gwałtowne, do szału podniecone ruchy pozwalały podziwiać gibkość i zwinność silnej ich budowy. Pomiędzy oknami, Michał Anioł rozmieścił swych olbrzymów: proroków i sybille, to jest ludzi wyrosłych na bogów. Dał im kształty nadmiernej