Strona:PL Zola - Rzym.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gli kraj zgubić, wystawiając go na łup najskrajniejszego stronnictwa... na łup anarchistów... Ulękliśmy się podobnych następstw i zgodzili na to co dziś mamy... Wiem, że dość licznymi są stronnicy Włoch skonfederowanych, to jest autonomicznie rządzących się oddzielnych prowincyj, pod centralnym nadzorem władzy rezydującej w Rzymie. Przypuszczam, że Watykan sporoby skorzystał z podobnego obrotu rzeczy... Nie wiem o ile Watykan podtrzymuje te usiłowania, lecz wiem na pewno, że byłby rad gdyby to mogło się urzeczywistnić... Ale to marzenia... tylko marzenia!
Orlando mówił teraz swobodnie, prawie wesoło, z lekkiem ironicznem zacięciem:
— Czy też pan się domyślasz z jakiego powodu twoja książka bardzo mi się podobała? bo pomimo moich oburzeń i protestu, przeczytałem ją po raz drugi... Oto podobała mi się, bo jest ona jakby stworzona przez Mazziniego. Tak, czytając ją, przypomniałem sobie całą moją młodość... gdy gorącym będąc wielbicielem Mazziniego, wierzyłem w religię Chrystusa, w odrodzenie się świata za pomocą Ewangelii... Czy pan wiedziałeś o tem, że Mazzini na długie lata przed pańskiem urodzeniem się, marzył o odrodzeniu się katolickiego kościoła?... Usuwając dogmaty, chciał zachować stronę moralną katolickiej religii. W ten sposób widział on odrodzenie się Kościoła, Nowy Rzym, Rzym należący