Strona:PL Zola - Rzym.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w życiu uczuciu, lecz dlaczegóż trwa w bezczynności?... Dlaczego nie zajmuje się jaką gałęzią wiedzy dozwolonej duchownym? Astronomią, albo archeologią?... Lecz niemoc obezwładniała go, jęk w nim płakał serdeczny, może była to żałość za utraconemi przez niego marzeniami pobożnej matki a może ból powstały z przeświadczenia, że ogrom uczuć, które w nim szalały, nigdy zadowolenia swego nie znajdzie!... Cierpiał w swej samotności, jątrzyła się rana sercu zadana, lecz zamykał się w dumie odzyskanego prawa swobody myślenia.
Któregoś jesiennego, dżdżystego wieczoru wypadek zrządził, że się poznał ze starym księdzem Rose, wikaryuszem przy kościele św. Małgorzaty na przedmieściu św. Antoniego. Piotr poszedł go odwiedzić. Odnalazł go w głębi nędznego domu przy ulicy Charonne. Mieszkanie starego księdza składało się z trzech wilgotnych pokoików na dole, zamienionych na przytułek dla dzieci, które zbierał porzucone wśród ubogich ulic przedmieścia. Od tego dnia życie Piotra odmieniło się najzupełniej. Zainteresował się działalnością księdza Rose i stał się żarliwym jego pomocnikiem. Przestrzeń była wielka pomiędzy Neuilly a ulicą Charonne. W pierwszych czasach Piotr przychodził tylko dwa razy na tydzień. Wkrótce, przychodzić począł codziennie. Wychodził z domu rano a wracał wieczorem. Trzy pokoiki księdza Rose okazały się zbyt ciasne, więc Piotr wyna-