Strona:PL Zola - Rzym.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozmyślania Piotra przerwał jakiś szelest i szept przyciszonych słów. Don Vigilio, zbliżywszy się ku niemu, rzekł poufnie a zarazem dyskretnie:
— Może trzeba będzie czekać długo... niechaj pan przysiądzie, ale na taburecie.
Rzekłszy to, don Vigilio znów zaczął zapisywać żółty arkusz papieru drobnem swem pismem a Piotr machinalnie, przez posłuszeństwo usiadł na jednym z dębowych stołków ustawionych wzdłuż ściany, naprzeciwko portretu kardynała. Znów się zamyśliwszy, odtwarzał w swej głowie, jakim właściwie był przepych i zbytek otaczający dawnych kardynałów. Z powodu swej nominacyi, kardynał zwykle wyprawiał ucztę, oraz zabawy dla ludu; niektóre z podobnych uroczystości dotychczas pozostały pamiętne i są wymieniana dzięki niezwykłej swej świetności. Przez całe trzy dni podwoje salonów nowego dygnitarza były otwarte przystępne dla każdego a stojący przy drzwiach lokaje podawali sobie nazwy przybywających, głośno je powtarzając z komnaty do komnaty. Świeżo mianowany książę Kościoła przyjmował w ten sposób patrycyuszów, mieszczan, lud, Rzym cały, składający mu cześć poddańczą, jak potężnemu monarsze. Dwór niektórych kardynałów składał się z pięciuset ludzi różnego znaczenia a przyjęty ceremoniał był równie zawiły i pompatyczny, jak na dworach królewskich. Nawet przed niedawnemi laty, przed rokiem 1870, kardynał pochodzący z książęcego rodu, miał