Strona:PL Zola - Rzym.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jednego z większych miast francuzkich. Gości niczem nie częstowano, nawet nie roznoszono chłodzących napojów. Ciotka Celii siadła teraz przy kardynale Sarno, pragnąc opanować jego uwagę swojem opowiadaniem, lecz on, nie odpowiadając ani słowa, tylko od czasu do czasu potrząsał zlekka brodą. Przez cały wieczór don Vigilio pozostał w niemem milczeniu. Nani i Morano wiedli ze sobą długą rozmowę po cichu a donna Serafina, pochyliwszy się ku nim, słuchała, potwierdzając głową. Zapewne musieli mówić o sprawie rozwodowej Benedetty, bo oczy ich kierowały się w jej stronę z wyrazem powagi. W obszernej tej komnacie wypełnionej usypiającem światłem metodycznie rozstawionych lamp, całe życie skupiało się dokoła grupy złożonej z Benedetty, Dario i Celii. Rozmawiali przyciszonemi głosami lecz wesoło, często powstrzymując się od wybuchów śmiechu.
Siedząc nieruchomie i patrząc po obecnych, Piotr nagle zauważył, iż Benedetta jest bardzo podobna do portretu przedstawiającego Casyę Boccanera. Równie była wiotka, równie namiętne miała usta i wielkie, przepadziste oczy a okrągła jej twarz miała tenże sam wyraz rozsądku i zdrowia. Dusza tych dwóch kobiet musiała być zacna a serce płomienne. Piotr przypomniał sobie portret Beatryksy Cenci, malowany przez Guido Reniego; ta prześliczna kobieca główka również była podobną do Casyi Boccanera. To po-