Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

me uszczuplone liczebnie, wycieńczone rasowo, dążyły ku nieznanym kresom, lecz nieodmiennie, ze wschodu na zachód. Po zagasłej świetności Niniwy i Babilonu nad brzegami Eufratu, powstały Teby i Memfis nad Nilem. A gdy i te miasta wpadły w śmiertelne odrętwienie starości, ten sam los spotkał Tyr i Sydon, rozłożone nad morzem Śródziemnem. Później zasnęła Kartagina na zawsze, rażona nagłą zgrzybiałością podczas najświetniejszego rozwoju. Czyżby teraz Rzym dobiegał ostatnich godzin swego istnienia?... Grecya, Ateny i Sparta już drzemały w chwale dawnych wspomnień i mało znaczyły w dzisiejszym świecie a paraliż sięgał dalej, obezwładniając dolną część italskiego półwyspu, zagarniał Neapol, grożąc Rzymowi. Od dwóch wieków rozpoczął się ostateczny upadek Rzymu, słabło w nim życie, nie pulsował przemysł, ani handel, miasto przestało wydawać genialnych synów, torujących drogę wiedzy, jaśniejących w literaturze lub sztuce. Zatem nietylko kruszyła się i zapadała kopuła bazyliki św. Piotra, lecz walił się Rzym cały, pokrywając rumowiskiem siedem pagórków swoich, wśród których niezadługo wyrosną pokrzywy i chwasty, jak na zagrzebanych w ziemi ruinach Niniwy, Babilonu, Tebów, Memfisu i Kartaginy.
Dorożka, wioząca Piotra w stronę dworca kolei żelaznej, jechała teraz, pnąc się pod górę ulicy Narodowej. Pomimo głębokości swego za-