Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Drogi mój, złóż mi przysięgę, że zawsze kochać będziesz nasz Rzym! Kochaj Rzym, bo on jest kolebką nas wszystkich, bo on wspólną naszą matką! Kochaj Rzym za jego przeszłość i kochaj ze względu na przyszłość, do której się gotowi... Nie mów nigdy, że Rzym skończył już swoją rolę... kochaj Rzym... kochaj, by mógł być i trwać na zawsze w swem niezrównanem pięknie, w ponęcie nieskończoności swego uroku!
Piotr, uniesiony uwielbieniem dla tego starca, z taką miłością mówiącego o swem mieście jak młodzieniec, gdy mówi o ubóstwianej przez siebie kobiecie, raz jeszcze czule go ucałował, znajdując, że jest pięknym i wielkim ze swą gorącą nadzieją odrodzenia się dawnej świetności Rzymu. W myśli Piotr teraz widział tego drugiego starca, kardynała Boccanera, który równą gorzał miłością dla Rzymu, lecz obstając w swych wierzeniach, inaczej budujących wielkość przeznaczeń stolicy Katolicyzmu i świata. Dwaj ci ludzie, Orlando i kardynał Boccanera, stali na dwóch przeciwnych krańcach miasta i wyniosłością postaci wyrósłszy wysoko, wyczekiwali przyszłości.
Pożegnawszy się z hrabią Prada i, wyszedłszy na ulicę, Piotr wracał do pałacu Boccanera, by zapakować swoje rzeczy i być gotowym do wieczornej podróży. Wszystkie pożegnalne wizyty już złożył i tylko chciał raz jeszcze podziękować donnie Serafinie i kardynałowi za doznaną gościn-