Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

większej chwały Pana królującego w niebiosach. Więc czekam i z góry się poddaję jego woli, wiedząc, że nic się stać nie może bez jego przyzwolenia. Jeżeli prawdą jest, że katolicyzm ma runąć, będę kapłanem jego śmierci. Wyznaję, że czasami czuję zwiastujące oznaki tej strasznej godziny. Może nam właśnie przypadnie oglądać chwilę zatraty istniejącego świata. Wszak niebo zsyła gromy tym, którychby powinno ochraniać, jakby karcąc ich za grzechy i zbrodnie na ziemi spełniane. Mnie samego dotknął ten podmuch gniewu bożego! Ród mój za nieznane mi winy strącony został w przepaść, pogrążony w noc i otchłań na zawsze! na zawsze!
Wspomnienie drogich zmarłych, leżących na marach pod pokosem róż wonnych i już więdnących, opłynęło myśl kardynała. Łzy bólu nabiegły mu do oczu, ręce mu drżały, a cała jego potężna postać wzdrygnęła się buntem, pomimo nakazanej wolą pokory i cichego poddania się wyrokom nieba. Ach, bo jeżeli Bóg zesłał taki grom na ród tak wiernie mu oddany, ród tak wielkiego znaczenia, jeżeli Bóg od wytępienia tych najdostojniejszych rozpoczyna już dzieło zniszczenia, to niezawodnie blizką jest godzina zatraty świata całego. Szałem książęcej swej dumy opanowany, a zarazem pamiętny na kapłańską pokorę, kardynał wzniósłszy ramiona ku niebu, zawołał:
— O Boże najpotężniejszy, niechaj się stanie wola Twoja! Niechaj wszystko umiera, ginie