Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siostrzeńca łączyła się ściśle z nadzieją, że z tego pięknego młodzieńca rozrodzi się potomność i stary pień rodu zazieleni się nowemi latoroślami. Piotr, patrząc na ten katafalk pokryty białemi różami, zamyślił się nad ogromem rozpaczy, jaka wrzeć musiała w dumnych sercach kardynała i donny Serafiny. Śmierć Daria i Benedetty spadłe jak grom nazawsze niweczący przyszłość wielkiego ich nazwiska, będącego już tylko grobowcem zanikającej warstwy społecznej.
Zamyślenie Piotra przerwała myśl, iż należy mu pójść złożyć swe uszanowanie i wyrazy swego współczucia donnie Serafinie i kardynałowi. Wszedł więc natychmiast do pokoju, w którym księżniczka Boccanera przyjmowała dziś bliższych znajomych. Czarno ubrana, bardzo sztywna i wysmukła nad wiek, siedziała w fotelu, podnosząc się z wielką powagą i majestatem przed każdym wchodzącym i składającym jej ukłon. Słuchała słów współczucia, milcząc, z twarzą nieruchomą, panującą nad fizycznym bólem. Lecz Piotr, znający dokładnie jej rysy, przeraził się ich wielką, bolesną zmianą. Przebywała ona srogie wewnętrzne katusze, bolejąc nietylko nad śmiercią siostrzenicy i siostrzeńca, których kochała, przeto z rozpaczy nad wygaśnięciem swego rodu, lecz donna Serafina cięższą jeszcze przeżywała rozpacz, bo koniec nadziei ujrzenia swego brata papieżem. Wszak całe swe życie poświęciła temu tylko celowi, mózg jej i serce z całym wysiłkiem praco-