Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go nie zapomni co tu widział i słyszał! Czuł, jaki wielki w nim przewrót wywołał pobyt trzymiesięczny w Rzymie. Poznał teraz wartość przymierza wszystkich narodów kochających się braterską miłością, dla tem większego dobra Kościoła. Poznał, dlaczego ten Kościół tak niezmierną wagę przywiązuje do zachowania przy sobie chociażby pozorów władzy świeckiej, z jaką pożądliwością najwyższą dążył odzyskać ją dla zamienienia praw Chrystusa w dyktaturę Augusta, władcy świata. I nie wątpił w miłość jezuitów dla Francyi, tej najstarszej córki Kościoła, która jedna posiadała dostateczną siłę, by dopomódz głowie Kościoła do zagarnięcia powszechnego panowania. Tak, jezuici kochają Francyę, jak szarańcza kochać może zielone łany pól, na które się spuszcza, by zniszczyć je doszczętnie. Smutek Piotra wzmógł się w swej sile, podniecony jeszcze myślą, że okrutna żałoba, która zwaliła się na ten staroświecki pałac Boccanerów, jest także dziełem jezuitów, tych podziemnych, zawsze podstępnie i skrycie działających pracowników wszelkiego zła, bólu i nieszczęścia.
Właśnie w tej chwili oczy Piotra padły na postać don Vigilia, który w przystępie jakiegoś straszliwego paroksyzmu rozpaczy, odstąpił od drzwi, przy których stał dotychczas a cofnąwszy się w głąb komnaty, w pobliże portretu kardy-