— Może Wasza Eminencya zechce najpierw zatrzymać się przy katafalku... a potem dopiero zaprowadzę Waszą Eminencyę do dalszych pokojów, w których się zbierają bliżsi znajomi i krewni książąt Boccanera...
— I owszem. Chcę, aby wszyscy wiedzieli, jak bardzo podzielam smutek spadły na dom książęcy.
Znikli obadwaj po za podwojami otwartej sali tronowej a Piotr, oniemiały, patrzał jeszcze za nimi, podziwiając spokojną, bezczelną śmiałość sprawcy całej katastrofy. Nie posądzał go, by wprost był w zmowie z księdzem Santobono, lecz moralnie był jego wspólnikiem a widząc go teraz tak odważnie i głośno rozprawiającego z księdzem Paparelli, Piotr nabierał przekonania, że kardynał Sanguinetti wiedzieć musiał o wszystkich szczegółach. Jak?... Przez kogo — jeszcze sprawy sobie nie zdawał, lecz wiedział, zapewne jak się wie o zbrodniach w tajemnicy spełnionych, pomiędzy ludźmi, którzy są wprost w tem zainteresowani. Serce Piotra drętwiało z odniesionego wrażenia. Więc ten człowiek śmiał tutaj przyjść, śmiał mówić o swem współczuciu! Zapewne tylko w celu, by odwrócić od siebie możliwe podejrzenia, czynił to ze względów na swoją politykę, chcąc, by wszyscy widzieli, jak głęboką żywi przyjaźń dla kardynała Boccanera, który był jego rywalem, niebezpiecznym kandydatem do watykańskiego tronu.
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1045
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.