Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na zakończenie, pozwól, drogi synu, bym ci dał przestrogę. Bądź rozsądny, pamiętaj, że jako człowiek i jako ksiądz tylko w pokorze znajdziesz prawdziwe szczęście. A będziesz najnieszczęśliwszym z ludzi, jeżeli użyjesz przeciwko Bogu niepospolitego rozumu, jakim Bóg raczył cię obdarzyć.
Widocznie całą tę sprawę uważał już za wyczerpaną i zamilkł, a twarz jego znów spochmurniała. Myślał teraz o tragicznej śmierci Daria i Benedetty, a oczy jego pobiegły ku otwartym drzwiom sali, w której spali oni snem wiecznym.
— Ach, ta biedna donna Serafina, ten biedny kardynał — ozwał się znów monsignor Nani z serdecznem współczuciem. — Nigdy bardziej tragiczna katastrofa nie spadła tak niespodziewanie... Ach, to zbyt okropne! Cios zbyt wielki i oburzający duszę!
W tej chwili ktoś wszedł do sali głośniej niż inni a Piotr drgnął, ujrzawszy kardynała Sanguinetti, którego wprowadzał ksiądz Paparelli z większą niż kiedykolwiek uniżonością.
— Jeżeli Wasza Eminencja raczy, to proszę za mną... doprowadzę...
— Dobrze. Wczoraj wieczorem, gdy powróciłem z Frascati, zaraz mnie uwiadomiono o smutnej nowinie i pośpieszyłem tu, by osobiste przynieść pocieszenie i współczucie dla tego nieszczęśliwego domu.