Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zostały łagodne a gorycz rozpaczy na jej ustach, łączyła się z bezgraniczną miłością. Patrzała na nich z ubóstwieniem, bo byli wyrazem czystości i piękna, miłością uśpioną pomiędzy kwiatami. Pierina była nieświadomą dziewczyną, pięknością pełną zaparcia, nie znała królewskiego daru urody, jakim uposażyła ją natura i w pokorze biednej istoty, legła z bólu na ziemi, niemając odwagi jęknąć z żałości, była jako niewolnica wierna i kochająca, której państwo pomarli i z sobą do grobu serce na zawsze unieśli.
Coraz liczniej wchodziły różne osoby, przyklękały, modliły się i po kilku minutach zawracały z powrotem, idąc w milczeniu i smutku. Serce Piotra boleśnie drgnęło, gdy pomiędzy przybywającymi poznał matkę Daria, zawsze piękną Flawię, w towarzystwie młodego męża, pięknego Juliusza Laporte, któremu wyrobiła tytuł markiza Montefiori. Uwiadomiono ją wczoraj o śmierci syna i przyszła wieczorem odwiedzić jego ciało. Lecz dziś przybrana w ciężką żałobę, wspaniale piękna w czarnych welonach, przybyła uroczyście, by wszyscy mogli ją widzieć przy zmarłym synie. Z postawą Junony zbliżyła się do katafalku, stała czas jakiś z dwoma łzami zawieszonemi na rzęsach, łzy dodawały blasku wielkim jej oczom i pozostały, niespłynąwszy. Przyklękając, spojrzała w bok, by się upewnić, czy Juliusz jest zawsze przy niej i rozkazała mu wzrokiem, by ukląkł z nią równocześnie. Po-