rzędne stanowisko sługi i przechowała w czystości rodowity język, nie nauczywszy się mówić po włosku, chociaż od ćwierć wieku nie ruszyła się z Rzymu, gdzie ją przypadkowo losy zawiodły. Tak, posiadała ona wzorową równowagę istoty zdrowej a zarazem ograniczonej, zadawalniającej się bytem powszednim i kładła się na spoczynek po trudach dnia, bez troski czy przebudzi się kiedykolwiek.
Piotr rzucił okiem po sali i poznał teraz owego księdza, który, rzewnie płacząc, trzymał głowę dotychczas nizko opuszczoną nad stopniem katafalka.
— Zdaje mi się, ie to ksiądz Pisoni? Ach biedny... jak on szczerze opłakuje zgon naszych umarłych!
A Wiktorya odpowiedziała spokojnie, chociaż czuć było powstrzymywaną rozpacz a zarazem niechęć w jej głosie:
— Tak, to on. Powinien płakać... bo ma czego. Ładnie się popisał, doprowadzając do skutku małżeństwo Benedetty z hrabią Prada! Iluż nieszczęść byłoby się uniknęło, gdyby jej było dano odrazu Daria, którego tak kochała. Ale oni są jak powaryowani, gdy polityka im wejdzie do głowy. Ksiądz Pisoni jest niby dobrym człowiekiem a jednak uniósł się i dla tej swojej polityki wszystkoby był poświęcił... zdawało mu się, że cud jakiś nastąpi, gdy ożeni króla z papieżem, bo tak nazywał małżeństwo Benedetty z hrabią
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1025
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.