Strona:PL Zola - Rzym.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w dole, jakby studnia wypełniona słońcem rozpryskującem się w złote pyły. Był to plac biały, w pośrodku którego wznosiła się olbrzymia marmurowa kolumna, promienna słoneczną chwałą, cała ozłocona z jednego boku porannem słońcem, które od długich wieków kąpało ją w swych blaskach codziennego wschodu. Piotr ździwił się, gdy dorożkarz wyrzekł jej nazwę, nie wyobrażał sobie bowiem, że ją ujrzy w tej świetlanej przepaści, odbijającej olśniewająco od sąsiednich, ciemnych i wysokich murów.
— Kolumna Trajana.
Dojechawszy do końca spadzistej ulicy Narodowej, powóz zakręcił znowu a woźnica coraz częściej wymieniał nazwy mijanych pałaców. Podczas gdy koń rączym biegł kłusem, Piotr słyszał nazwy: palazzo Colonna i ujrzał brzegiem ogrodu rosnące chude cyprysy; palazzo Torlonia wpół rozwalony z powodu upiększeń nowego, rozszerzającego swe ulice Rzymu; palazzo di Venezia nagi i srogi, o zębatych basztowych murach, surowo tragiczny swą średniowiecczyzną wśród banalności nowoczesnych domów. Rozciekawienie Piotra wciąż się wzmagało, wobec różnicy obrazu, jaki sobie wytworzył w pojęciu i rzeczywistości rzeczy po raz pierwszy widzianych. Drgnął zadziwiony, gdy woźnica ukazał mu tryumfalnem machnięciem bicza Corso, ulicę długą, wązką, białą od słońca z lewej, czarną i spoczywającą w cieniu z prawej strony i zakończo-