Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tym jej winni będą radość i zdrowie. Teraz, gdy już się śmieli i kłócić przestali, marzeniem jej było podać im ucztę iście świąteczną, rzeczy wyborne, którychby, weseląc się przy stole, zjedli dużo.
Myśl o wuju i o małym Pawełku zaniepokoiła ją i wybiegła na taras. Zdziwiła się bardzo, zobaczywszy Lazara siedzącego przy dziecku.
— Jakto!? — zawołała — już tu jesteś?
Odpowiedział lekkim skinieniem głowy już znowu obojętny, znudzony, z ramionami wygiętemi i rękami bezczynnemu Zaniepokojona pytała dalej:
— Przecież chyba nie zaczęliście się kłócić na nowo jakiem wyszła?
— Nie, nie, — odpowiedział nakoniec — ona zaraz zejdzie, tylko suknię włoży... Przebaczyliśmy sobie, ale czy to warto o tem gadać! Myślisz, że to będzie trwałe? Jutro przyjdzie jakaś nowa historja — i tak codzień, co godzina! Czyż to się można zmienić? Czyż to można przeszkodzić temu, co być musi?
Paulinka spoważniała, spuściła zasmucone oczy. Tak, on miał rację, widziała oczyma serca w przyszłości całe szeregi dni podobnych, ciągłe między nimi nieporozumienia i kłótnie, które ona uśmierzać i uspokajać musi. I znowu sama zaniepokoiła się niepewnością czy jest sama z gruntu wyleczoną, czy porywy zazdrości nie powrócą znowu. W tych biedach codziennych co za kołowrotek! Wszystko jedno i wszystko to samo! Ale już znowu podnosiła oczy weselej. Wszakże już tyle razy się przezwyciężała! A zresztą, zobaczymy komu się prędzej znudzi, czy im się kłócić, czy jej ich godzić! Myśl ta rozradowała ją, powtórzyła ją ze śmiechem Lazarowi. Cóżby jej pozostało do roboty, gdyby wszyscy w domu byli nadto szczęśliwi? Znudziłaby się, trzeba jej zostawić jakie drobne bobo do leczenia.
— Gdzież się podzieli ksiądz i doktór? — zapytała zdziwiona, że ich nie widzi.
— Musieli iść do sadu — odpowiedział Chanteau. — Proboszcz chciał koniecznie pokazać doktorowi wasza grusze.
Paulinka chciała się rozejrzeć i poszukać i wzrokiem,