Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

teres nawozowy, przy którym mogłoby być sto za sto zysku. Ale i ja tak, jak i ty... mamy już tego dosyć!... — Żebym się miał tu w tej jamie bez octu zamarynować jak w słoju, niech mnie piorun trzaśnie, jeśli się wezmę do czego!... Będziemy żyli tutaj, dopóki nas djabli nie wezmą!
— Rozkoszne życie, nieprawdaż, akurat dla kobiet w moim wieku. Istne więzienie! Nawet sposobności niema wyjrzeć na świat i ludzi zobaczyć! Ciągle to samo głupie morze ma się przed oczyma i zdaje się, że się od niego nuda rozszerza i rozrastał... Ach! gdybym była wiedziała!...
— A mnie to myślisz wesoło!? Gdybym nie był żonaty, mógłbym sobie powędrować gdzieby mi się podobało; próbować szczęścia!... Sto razy ochota mnie do tego brała!... Ale teraz już po wszystkiem, przygwożdżony jestem do tych skał i tylko spać mi pozostaje... Ach! gdybym był wiedział, gdybym był wiedział!... Tyś mnie dobiła, czuję to dobrze!
— Ja cię dobiłam, ja!!? Czy ja cię zmuszałam żebyś się ze mną żenił!? Czyś ty nie powinien był widzieć żeśmy nie dla siebie stworzeni?... To twoja wina, że życie nasze jest zwichnięte!
— Oj tak! zwichnięte, a ty robisz wszystko co możesz, żeby je z każdym dniem nieznośniejszem uczynić.
W tej chwili Paulinka, mimo iż sobie obiecywała nie wtrącać się do nich, nie mogła wytrzymać i cała drżąca wykrzyknęła:
— Bądźcie cicho!... Nie mówcie podobnych rzeczy!... Wy sami naumyślnie psujecie sobie to życie, któreby mogło być tak piękne i dobre! Pocóż podżegacie się wzajem do wypowiadania wyrazów, których potem cofnąć niepodobna, a których sami za chwilę żałować będziecie... Nie! niech się ta kłótnia skończy! ja chcę tego koniecznie!
Ludwika, wybuchając łzami upadła na krzesło, Lazar tymczasem wielkiemi krokami przebiegał pokój.
— Łzy tu się na nic nie zdadzą, moja droga — zaczęła znowu młoda dziewczyna. — Naprawdę wcale nie jesteś wyrozumiałą i wiele winy jest po twojej stronie... A