Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wymówił jej nazwisko. Zatrzymała się na chwilę w swem zajęciu z łapką podniesioną do góry i brzuszkiem wystawionym na słońce, potem znów z całą delikatnością wylizywać się zaczęła.
— O! głucha jeszcze nie jest! — mówiła dalej młoda dziewczyna. — Zdaje mi się, że traci potrosze wzrok, co jej nie przeszkadza prowadzić się ciągle jaknajgorzej. Wyobraźcie sobie państwo, że niema tygodnia, jak jej siedmioro dzieci utopiono... A tych dzieci ma zawsze takie mnóstwo, że aż strach bierze pomyśleć... Gdyby się ich było nie utopiło, gdyby wszystkie żyły, zjadłyby chyba całą wioskę. I patrzcie państwo, znowu jej przez trzy dni nie było i wróciła dziś rano dopiero, a teraz się myje jak gdyby nigdy nic!
Istotnie, kotka niepoprawną była w swych wycieczkach, mimo podeszłej starości swojej.
— Przynajmniej to zwierzę trzyma się czysto — dodał ksiądz Horteur, patrząc na Minuszkę, starannie się języczkiem wylizującą. — O tych łajdaczkach i tego powiedzieć nie można.
Chanteau, z oczyma zwróconemi także na kotkę, wzdychał głośniej, w tej ciągłej skardze bolesnej, która się już bezwiedną stawała.
— Cierpisz dziś więcej? — zapytał doktór.
— Co? jak? dlaczego? — rzekł, jakby budząc się nagle. — Aha! to dlatego, że oddycham więcej trochę. Tak, cierpię więcej, bardzo cierpię dzisiaj. Myślałem, że mi słońce pomoże trochę, ale gdzieżtam, duszę się ciągle, wszystkie stawy mnie palą.
Cazenove zbliżył się, aby obejrzeć ręce jego. Wszyscy na widok tych nieforemnych już członków zadrżeli. Ksiądz znów zrobił uwagę prawie bezmyślną:
— Takiemi palcami musi być niewygodnie grać w warcaby... Jeszcze jedna rozrywka ubywa panu teraz.
— Bądź ostrożny z jedzeniem, — zalecał doktór: — Łokieć jest mocno rozpalony, owrzodzenie postępuje coraz bardziej!
— Cóż trzeba robić, aby być za rozsądnego uważanym? — jęknął rozpaczliwie Chanteau. — Mierzą mi wino, ważą mi mięso!... Czyż mam zaprzestać już jeść zupełnie?...