Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzyli nowe Bonnevil!e, z którego potomków ich kiedyś znowu po wiekowej walce, morze wyruguje. Dla dokończenia dzieła zniszczenia, morze przedewszystkiem musiało uprzątnąć grobie i palisady. W dniu tym, gdy się to stało, wiatr dął od północy, kłęby potworne wody wpadały z takim strasznym łoskotem i siłą, że mury kościoła drżały. Lazar zawiadomiony o tem co się dzieje, nie chciał zejść. Pozostał na tarasie, patrząc zdała na przypływające fale. Rybacy pobiegli na brzeg, siłą i gwałtownością przy pływu podnieceni. Dumni byli z tego morza, jakby ze swej własności, chociaż go się bali.
— Jak to ryczy strasznie! Sprzątnie mu ono te cacka jednym zamachem!...
Istotnie, w przeciągu dwudziestu minut, wszystko zniknęło: groble, zapory, palisady, wszystko, śladu nawet nie zostało. A oni ryczeli razem z morzem, machali rękami i skakali z radości, upojeni wiatrem i wodą, zachwyceni grozą tego zniszczenia. Lazar pięścią groził im z daleka, ale oni nie widzieli, uciekać bowiem musieli przed morzem, którego teraz nic już nie powstrzymywało. Teraz w nowem Bonneville marli z głodu i jęczeli, narzekając na morze ladaco i polecając się miłosierdziu dobrej panienki.
— A ty tu co robisz? — wykrzyknęła Paulinka, spostrzegłszy wchodzącego na podwórze syna Hontelardów — wszakże zabroniłam ci przychodzić!?...
Był to już w obecnej chwili duży chłopak, mający lat blisko dwadzieścia. Z dziecka ongi smutnego i bojaźliwego, zrobił się teraz chłopak chytry i podstępny. Odpowiedział, spuszczając oczy:
— Litości, panienko dobra, nad nami! Teraz już ojciec umarł, jesteśmy tak biedni, tak nieszczęśliwi...
Hontelard, wypłynąwszy łodzią na morze pewnego wieczora burzliwego, nie wrócił więcej. Nie znaleziono nawet żadnych szczątków, ani ciała jego, ani ciała jego majtka, ani deseczki z jego łodzi. Ale Paulinka zmuszona ograniczać swoje jałmużny, zaprzysięgła sobie, że nie da nic synowi ani wdowie, dopóki takie jak dotąd prowadzić będą życie rozwiązłe. Od chwili zniknięcia ojca, macocha, owa dawna służąca, która malca biła niemiłosiernie, teraz