Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

każdym razem, gdy nauka postęp jakiś uczyni, to popycha ją jakiś głupiec — robiąc to niechcący!
To spotkanie cały spacer im popsuło; szli w milczeniu, zapatrzeni w dal, w szare pary z morza powstające i przyciemniające błękit nieba. Gdy wrócili do domu było już późno — drżeli z zimna. Wesołe światło lampy wiszącej, odbijające się na białym obrusie ogrzało ich i rozweseliło.
Innego dnia od strony Verchemont, gdy szli ścieżką przez pola burakami obsadzone, zatrzymali się zdziwieni ukazaniem się dymu nad dachem słomianym. Był to pożar, słońce zachodzące w tej samej stronie nie pozwalało dojrzeć płomieni. Dom palił się sam, drzwi i okna były zamknięte — mieszkańcy pracowali zapewne gdzie w polu niedaleko. Zbiegli więc z drogi natychmiast i zaczęli wołać, ale tylko sroki spłoszyli, które na jabłoni siedząc skrzeczały. Nareszcie z odległego zagonu kartofli, zeszła kobieta jakaś z głową chustką obwiązaną, popatrzyła chwilę, potem zaczęła biec pędem po ziemi zoranej, galopem strasznym. Wymachiwała zdała rękami i wymawiała jakiś wyraz, którego nie można było zrozumieć, przez zaciśnięte bowiem jej gardło i usta, których z przerażenia zamknąć nie mogła, przedostać się on nie mógł. Opadła, podniosła się, upadła powtórnie, znów się zerwała z rękami zakrwawionemi. Chustka z głowy jej spadła i włosy rozsypały się na kark i ramiona.
— Co ona mówi!? co ona mówił? — powtarzała Paulinka, — przerażona.
Kobieta dobiegała i nareszcie zdołali usłyszeć krzyk straszny, podobny do ryku zwierzęcia.
— Dziecko!... dziecko!... dziecko!...
Od rana ojciec i syn pracowali prawie o wiorstę dalej na zagonie owsa, który w spadku im się dostał. Ona sama, wyszła przed chwilą, tylko tyle czasu ile trzeba żeby zebrać fartuch kartofli, odeszła, zostawiając dziecko śpiące i zamykając wszystko czego nie robiła nigdy. Zapewne ogień tlił się gdzieś od dawna, mówiła rozszalała, gdyż wychodząc zgasiła wszystko do ostatniego węgielka. Teraz dach cały był jednem tylko ogniskiem. Płomienie