Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pana nie wiesz, nie rozumiesz tego!... Dlaczegóż miłość ma być czemś lepszem i trwalszem niż co innego?
Gdy wszedłszy do swego pokoju Paulinka zamknęła za sobą drzwi, ogarnęła ją rozpacz niewypowiedziana. Był to jeden z tych paroksyzmów, którym już nieraz podlegała, tu na tem samem siedząc krześle, czuwająca i myślami swemi dręczona, podczas gdy dom cały ogarniała cisza i spokój. Czyż znowu nieszczęścia rozpocząć się mają? Gdy jej się zdawało, że już wszystko dla innych i dila niej się skończyło, gdy serce swoje na ofiarą złożyła, gdy je z piersi własnych wydarła do tego stopnia, że Lazara oddała Ludwice — dowiadywała się nagle, niespodziewanie, że całe jej poświecenie było bezużytecznem. Oni się już nie kochali! I próżne były łzy jej i krew jej męczeństwa. — Wiec do tak mizernych doszła rezultatów tą drogą poświecenia, do nowych cierpień, do nowych walk, które przeczuwała i których przeczucie zwiększało jej boleść. A wiec cierpienie nigdy się nie kończy!?
I podczas, gdy z rekami załamanemi, z wzrokiem bezwiednie w światło świecy wpatrzonym, siedziała tak bolejąca, z głębi jej sumienia zdawała się powstawać przeciwko niej myśl, która ją uciskała i przeciw której bezskutecznie walczyła. Wobec faktów nic jednak poradzić nie mogła, ona sama jedna skojarzyła to małżeństwo, nierozumiejąc tego, że Ludwika nie taką była kobietą, jakiej Lazarowi na żoną było trzeba. Tak, teraz to pojmowała dokładnie, że ta delikatna blondynka jest zbyt nerwowa, aby jego w równowadze utrzymać była w stanie, że ją samą pierwszy lepszy najdrobniejszy kłopot rozstrajał, że jedynym jej wdziękiem jest ta słabość i wiotkość, które mu się już sprzykrzyły. Dlaczegóż dopiero to wszystko teraz umysł jej uderzało? Czyż nie te same racje skłoniły ją do podstawienia Ludwiki na swoje miejsce. Niegdyś znajdowała ją więcej kochającą, — niegdyś zdawało jej sią, że ta kobieta pieszczotami swemi wybawić zdoła Lazara z jego melancholijnych zadum i nieokreślonych strachów. Cóż to za nędza moralna, zrobić źle wtedy kiedy się chciało dobrze! Tak dalece nie umieć osądzić życia, że się gubi tych, którychby się zbawić chciało! To pewne,