Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

radości wielkiej, od której zdwoiło się jego cierpienie. Wbrew pojęciom „starego“ myśl, że zostanie ojcem, że dał życie nowej istocie, dumą go napełniała. Jakkolwiek głośno mówił, że to nie jest dowodem inteligencji i rozumu i że najwięksi głupcy najwięcej miewają dzieci, w duchu pysznił się z tego, jakby podobny wypadek jemu się tylko mógł zdarzyć. Niebawem jednak radość ta zakłóconą została przypuszczeniami, że urodziny oczekiwane nie będą szczęśliwe. Już w myśli widział matkę umarłą, zanim dziecie na świat przyjdzie. Jakby na potwierdzenie tego, żona słabnąć poczęła, rozpoczęły się jakieś bolesne obawy, dom cały w bezładzie, zwyczaje zmienione, kłótnie: tego powodu częstsze — wszystko to razem czyniło życie o niemożliwem do zniesienia.
Dziecię to, zamiast zbliżyć do siebie niezgodnych małżonków, zwiększyło nieporozumienia pomiędzy niemi niesnaski w tem wspólnem życiu. Jego do rozpaczy doprowadzały cierpienia jakieś niewyraźne, na które się skarżyła od rana do wieczora. Toteż, gdy doktór zaczął mówić o wysłaniu jej w góry dla zdrowia, istotnej ulgi doznał Lazar, odwiózłszy ją do bratowej. Sam wyrwał się, uciekł na dwa tygodnie pod pretekstem odwiedzenia ojca w Bonneville — w głębi serca wstydził się tej ucieczki. Ale swojem własnem sumieniem toczył walkę i przekonywał że jak mógł: krótki rozdział uspokoi nerwy ich obojga, dosyć będzie jeśli się on znajdzie na stanowisku w chwili statecznej.
Wieczór, w dniu w którym Paulinka poznała historję owych osiemnastu miesięcy upłynionych, oniemiała, nie mogąc wymówić słowa, przygnębiona tą klęską. Było to i sali jadalnej, położyła do łóżka starego Chanteau i Lazar właśnie ostatnie słowa swej spowiedzi wypowiedział, siedząc przy lampie kopcącej i ostrygłym samowarze.
Po chwili milczenia rzekła nakoniec:
— Ale wy się już nie kochacie! Boże wielki!...
Wstał, mając odejść do swego pokoju i ze śmiechem zbyt siebie pewnym, odchodząc protestował:
— Kochamy się, moja droga siostrzyczko, tak jak można kochać! Ty tutaj w tym nędznym kącie zako-