Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciągnąć jeszcze ze dwa tygodnie, ale też jakaś nowa komplikacja może go sprzątnąć w jednej chwili.
Rozpaczliwy stan Maćka, czynił smutne zebranie rodzinne. Przypominano sobie, jak go pani Chanteau lubiła i walki jego zwycięskie z innemi psami i figle młodości... kotlety skradzione z rusztu, jajka jeszcze gorące pochwycone z talerza. Jednakże przy deserze, gdy ksiądz Horteur wydobył swoją fajkę, wesołość powróciła. Słuchano jak opowiadał o swoich gruszach, które w tym roku obiecywały wydać wspaniałe owoce. Chanteau mimo rwania w stawach, zapowiadającego bliski atak podagry, tak się rozbawił, iż zaintonował jakąś wesołą piosenkę z czasów swojej młodości. Wieczór zszedł bardzo przyjemnie. Nawet Lazar się rozweselił.
Wtem około godziny dziewiątej, gdy podawano herbatę, Paulinka wykrzyknęła:
— Patrzcie państwo, Maciek lezie!... poczciwe psisko!
W istocie, Maciek ledwo się na łapach trzymając, zakrwawiony i wychudły wsuwał się do sali. Za nim dał się słyszeć głos Weroniki, która go ze ścierką w ręku goniła.
— Potrzebowałam czegoś z wozowni — wołała wbiegając — i uciekł mi. Już do końca swego psiego życia będzie się wciskał tam gdzie są państwo. Niepodobna kroku zrobić, żeby zaraz Maćka nie było!... No! chodź! prędzej! tu nie możesz zostać! Psisko pochylił łeb drżący i spojrzał na nią łagodnie i pokornie.
— O! daj mu pokój, niech zostanie! błagała Paulinka.
Ale służąca rozgniewała się.
— O! już co to — to nie! Dosyć już się plam po nim nawycierałam! Już od dwóch dni pełna kuchnia tego paskudztwa, aż obrzydliwość bierze... Teraz i sala będzie dobrze wyglądała, jeżeli się pies będzie tu włóczył! No! dalej prędko!... Wynoś mi się zaraz!
— Daj mu pokój! — powtórzył Lazar. — Idź sobie!
Wtedy Maciek jakby wszystko rozumiał — podczas gdy Weronika z wściekłością drzwiami trzaskała — przywlókł się do pana swego i położył mu łeb na kolanach. Wszyscy chcieli się z nim bawić, rozweselić go. Wzięli się