Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kartofelki duszone, proszą pana.
Chanteau z rozpaczą osunął się na swój fotel.
— A może podać jeszcze sztuką mięsa? — zapytała służąca.
Odmówił melancholijnym ruchem głowy. Chleb suchy, czy sztuka mięsa, to wszystko jedno. Smutny obiad, mój Boże! A tu w taką burzę nawet i ryby nie można było dostać. Pani Chanteau, która sama bardzo mało jadała, popatrzyła na niego z litością.
— Biedny mój stary! — zawołała nagle. — Litość mnie nad tobą bierze, chowałam na jutro podarunek dla ciebie, no, ale kiedy dziś głód mrzesz...
I znów zagłębiwszy rękę w worek, wyciągnęła zeń glinianą puszkę z pasztetem z wątróbek gęsich. Oczy pana Chanteau zabłysły. Wątróbki gęsie, owoc zakazany, smakołyk ulubiony, wzbroniony absolutnie przez doktora.
— Tylko słuchaj, — mówiła dalej żona — tylko na jeden kawałek pozwalam. Sam zresztą powinieneś być rozsądny, wiesz, że czego nie można, to nie można!...
On pochwycił puszką i, nie słysząc jej przełożeń, wybierał sobie pasztet na talerz rękami drżącemi. Często odbywały się w nim takie walki wewnętrzne pomiędzy obawą ataków podagry z jednej i łakomstwem z drugiej strony i prawie zawsze łakomstwo zwyciężało. Niech tam, cierpieć będę, ale zjem te przysmaki.
Weronika, która z boku stojąc, widziała, jak wielki kawał Chanteau sobie odkroił, cofała się ku drzwiom kuchni, mrucząc:
— To dopiero pan będzie wrzeszczał.
Mówiła to tak prosto i naturalnie, że trudno się było gniewać na nią. Pan „wrzeszczał“, gdy miał atak podagry i w istocie nie było to nic innego tylko wrzaski.
Koniec obiadu był bardzo wesoły. Lazar z żartem i śmiechem odebrał ojcu puszkę. Ale gdy podano deser, kawał sera z Pont-L’Eveque i biszkopty, wielką radość sprawiło wszystkim nagłe ukazanie się Maćka. Do tej chwili spał on sobie spokojnie, gdzieś pod stołem. Przy-