Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nieładu garnków i ścierek, słuchając różnych głosów rozlegających się po domu. Tuż obok słyszał suchy i krótki kaszel ojca swego i stłumiony a ciągły głos rozmawiającego z nim księdza Horteur. Najbardziej pożerało go to, iż na schodach słyszał kroki pośpieszne, szeptania i tam wyżej na piętrzę szmer jakiś ciągły, jak gdyby przytłumiony, hałas jakiejś pracy pospiesznej. Nie śmiał rozumieć, czyżby już wszystko się skończyło? Stał nieruchomie, nie mając odwagi iść na górę dowiedzieć się co jest rzeczywiście, gdy zobaczył schodzącą Weroniką: zbiegła, zapaliła świecę i pędem zawróciła na górą z takim pośpiechem, że nietylko nie wyrzekła do niego ani słowa, ale nawet nie spojrzała na nieco. Kuchnia oświetlona na jedną chwile, zapadła znowu w ciemności. Na górze bieganina ustawała. Jeszcze raz zobaczył służącą, która zbiegła po garnek czy miskę, równie jak poprzednio milcząca i nic dokoła siebie niewidząca. Lazar nie wątpił już, wszystko było skończone. Wtedy nie mogąc już utrzymać się na nogach, usiadł na rogu stołu i czekał wśród tych ciemności, nie wiedząc na co czekał, a w uszach szumiało mu od tej wielkiej ciszy, która nagie w domu całym zapanowała.
W pokoju na pierwszem piętrzę, konanie trwało od dwóch godzin, straszne, okrutne, przejmujące grozą Paulinką i Weroniką. Obawa trucizny wróciła w ostatniej chwili; pani Chanteau zrywała się ciągle, mówiąc szybko i wpadając stopniowo w szał. Chciała wyskoczyć z łóżka i uciekać z domu, w którym ją chciano zamordować. — Młoda dziewczyna i służąca, całych sił swoich musiały użyć aby ją zatrzymać.
— Puśćcie mnie... bo mnie tu zabiją... Muszą jechać... natychmiast... wyjeżdżam natychmiast...
Weronika starała się ją uspokoić.
— Pani, ależ pani, niechże pani spojrzy na nas... Przecież pani nie sądzi, żebyśmy były zdolne, zrobić jej co złego.
Chora wycieńczona odpoczywała chwilą, zdawała się szukać czegoś po pokoju oczyma zamglonemi, które zapewne już nic nie widziały. Potem zaczęła znowu:
— Zamknijcie biurko... to tam w szufladzie... Słyszy-