Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ła Lazara jeszcze odczytującego receptą. Sam wyraz digitalis nowemi przejął go obawami.
— Nie kłopoczcie się państwo tak bardzo — odezwała się Weronika, która chcąc pozostać w kuchni i słyszeć rozmowę z doktorem, wzięła się do skrobania kartofli.
— Doktorzy to wszystko rzeźnicy, kiedy ten nie wie sam co powiedzieć, to pewno nie musi być nic wielkiego.
Tak odbyła się krótka konsultacja nad półmiskiem, na którym kucharka krajała kartofle. Paulinka okazywała się również uspokojoną. Rano, gdy była u ciotki powiedzieć jej dzień dobry, znalazła ją wesołą i dobrze wyglądającą, nie umiera się z takiemi rumieńcami na twarzy. Ale Lazar milczał, obracając receptę w febrycznie drżących palcach. Wyraz digitalis zdawał mu się wypisany ognistemi zgłoskami, matka była zgubiona.
— Pójdę na górę — rzekł nareszcie.
Potem przy drzwiach odwrócił się i z wahaniem zapytał:
— Przyjdziesz tam na chwilkę?
I w jej odpowiedzi jakieś wahanie czuć się dało.
— Boję się zrobić jej przykrość — szepnęła.
Kłopotliwe milczenie zapanowało na chwilę i Lazar poszedł sam, nie dodawszy już ani słowa.
Przy śniadaniu, aby nie niepokoić starego, Lazar bardzo blady usiadł do stołu. Od czasu do czasu odgłos dzwonka wołał Weronikę, która nosiła na górę talerze rosołu, przez chorą zaledwie dotykane. Gdy wracała, opowiadała Paulince, że nieszczęśliwy młody człowiek traci głowę tam na górze. Mówiła, że litość bierze patrzyć jak drży gorączkowo tam przy niej, jak mu się ręce trzęsą, jak jest zmieniony na twarzy, jak gdyby w każdej chwili kiedy jej dotyka, obawiał się, że mu skona w rękach. Około trzeciej służąca znowu poszła na górę i z drugiego piętra, przechylając się przez poręcz schodów zawołała Paulinki, a gdy ta weszła na schody, rzekła jej;
— Powinna by panienka wejść i pomódz mu trochę, a ona niech się tam gniewa jeśli chce! żąda, żeby ją odwrócił na drugi bok, a on się tylko trzęsie i boi się jej dotknąć!... A mnie ona się nawet zbliżyć nie da.
Paulinka weszła. Siedząc szeroko między trzema po-