Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wskutek wstrząśnienia jakiego doznała bezwiednie otworzyła oczy i nie mogąc przemówić, patrzyła nieruchomie na niego. On wypytywał ją ciągle, aż nakoniec zdobyła się na tyle siły, iż podniosła rękę do szyi.
— A więc cię gardło boli?
Głosem zmienionym i świszczącym z trudnością, bardzo cicho, rzekła:
— Nie zmuszaj mnie do mówienia, proszę cię, za wielką mi to trudność czyni.
I znowu porwał ją silny atak kaszlu gardłowego, tego kaszlu, którego odgłos go obudził. Twarz siniała i ból stał się tak gwałtownym, że oczy jej napełniły się wielkiemi łzami. Podniosła obie ręce i starała się ścisnąć niemi głowę, w której skroniach pulsa biły jak młotem.
— To dzisiejsza ulewa, jąkał bezmyślnie. — Bo też jak to było nierozsądnie, taka słaba jakaś już wprzód była...
Zatrzymał się spotkawszy spojrzenie jej błagalne. Prawie bezwiednie poszukał ręką kołdry i zatulił ją aż pod szyję.
— Otwórz usta, pozwól niech zobaczę...
Zaledwie mogła rozchylić szczęki. Przysunął bliżej świecę i z trudnością dojrzał głębię gardła błyszczącą, suchą, mocno zaczerwienioną. Było to widocznie Zapalenie gardła, ale ta straszna gorączka, ten ból głowy przerażał go co do natury tego zapalenia. Oddech chorej był tak utrudniony, iż widocznem było, że się dusi. Ogarnęła go szalona trwoga, że mu w oczach skona. Nie mogła wcale przełykać, a sam ruch dla połknięcia śliny zrobiony, wstrząsał nią całą. W nowym ataku kaszlu straciła przytomność. Lazar rozszalały podbiegł do drzwi pokoju Weroniki i, nie mogąc znaleźć klamki, począł bić w nie pięściami, wołając:
— Weroniko! Weroniko!! wstawaj, Paulinka umiera!
Gdy Weronika przerażona, na wpół odziana, weszła do pokoju panienki, znalazła go biegającym po pokoju i klnącym.
— Nędzna, nikczemna dziura! zdechnąć tu można jak pies! Po pomoc dwie mile.
Zwrócił się ku służącej.