Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

atak gorączki, ale Paulinka utrzymywała, że jej nic nie jest, pomimo widocznej trudności, jaką miała przy połykaniu każdego kawałka. Wkońcu nawet niegrzecznie odpowiedziała Ludwice, która niepokoiła się czule i pytała nieustannie — jak się czuje, czy jej nie lepiej.
— Już doprawdy staje się nieznośną z tą jakąś ciągłą złością — szepnęła poza nią pani Chanteau. — Nie warto się do niej odzywać.
Tejże samej nocy około godziny pierwszej, obudzi! Lazara odgłos kaszlu gardłowego, tak suchego i bolesnego, że aż usiadł na łóżku, chcąc słuchem dociec co to takiego się dzieje. W pierwszej chwili pomyślał o matce, potem, gdy coraz bardziej natężał ucho, nagły upadek jakiegoś ciała, wskutek czego posadzka zadrżała, zmusił go do zerwania się na równe nogi i ubrania się jak najprędzej. Nie mogło to być gdzieindziej jak u Paulinki; to co upadło, upadło tuż za poblizką ścianą. Drzącemi palcami chwytał i łamał zapałki, nie mogąc dobyć ognia. Nakoniec zdołał zapalić świecę i wybiegłszy z nią na korytarz, ze zdziwieniem dostrzegł drzwi pokoju naprzeciwko uchylone. Tuż przy progu z drugiej strony drzwi, wyciągnięta na ziemi leżała Paulina nieprzytomna.
— Co to jest!? — wykrzyknął. — Poślizgnęłaś się i upadłaś. — Myśl, że znów dla podsłuchiwania chodziła poomacku, przebiegła mu przez głowę. Ale nie odpowiadała mu, nie poruszała się i leżała jak nieżywa z oczyma zamkniętemu. Nie ulegało wątpliwości, iż musiała się zerwać dla wezwania pomocy i nie mając już sił dosyć po temu, padła tu nieżywa czy zemdlona.
— Paulinko, przemów do mnie! odpowiedz mi, błagam clę, co ci jest? co cię boli!?
Pochylił się nad nią i oświecił jej twarz. Mocno czerwona, wydawała się jak gdyby ją straszna gorączka trawiła. Instynktowne uczucie zakłopotania, którego w niepewności jakiejś przez chwilę trzymało Iinie pozwalało pochwycić jej na ręce i zanieść na łóżko, ustąpiło natychmiast pod wpływem braterskiej troskliwości. Pochwycił ją pod ramiona i położywszy, trzeźwił i wypytywał.
— Na Boga, przemów! zaklinam cię... zraniłaś się może!?