Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jego majątku, Jeżeli mu tylko pozwolą zajmować się nią. Najgorszy oponent Saccard uległ także po trzech wizytach pani Chanteau, która mu przyniosła pomysł znakomity wykupywania całej produkcji masła z Cottentin zapomocą nowego i tańszego systemu transportowego. Usamowolnienie wyrzeczone zostało przez radę familijną, która kuratorem mianowała byłego doktora przy marynarce Cuzenova, o którym sędzia pokoju jak najlepsze zebrał opinje.
W dwa tygodnie po powrocie pani Chanteau do Bonneville, rachunki z opieki zdane zostały w najprostszy sposób. Zaproszono doktora na śniadanie, po którem zasiedziano się przy stole, rozmawiając i komentując ostatnie nowiny z Caen, gdzie Lazar jeździł na dwa dni w interesie jakiegoś procesu, którym mu groził ten nikczemny Boutigny.
— Ale, ale... — zawołał miody człowiek — byłbym zapomniał, Ludwika ma do nas zjechać niespodzianie w przyszłym tygodniu! Nie poznałem jej. Teraz mieszka przy ojcu i taka jest elegancka!... Uśmieliśmy się też!
Paulinka patrzyła na niego zdziwiona jakiemś ciepłem, które brzmiało w jego głosie.
— I mnie się przypomniało, kiedy już mowa o Ludwice — zawołała pani Chanteau — W ostatniej mojej podróży jechałam w jednym wagonie z jakąś panią z Caen, która zna Thibaudierów... Powiadam wam, w głowie mi się zmieścić nie mogło! Wyobraźcie sobie, Thibaudier ma dać swojej córce w posagu sto tysięcy franków!... Po matce jej się zostało sto i oto bogata! Będzie miała dwakroć majątku, śliczna rzecz!
— Eh! co tam dwakroć — podchwycił Lazar — obeszłaby się bez tego, śliczniutka jest jak amorek!... A przytem tak pieszczotliwie wygląda... istna kotka! Oczy Paulinki mgłą zaszły, wargi z nerwowem drżeniem zacięły się. W tej właśnie chwili doktór, który z niej oczu nie spuszczał, wzniósł do góry kieliszek z likierem, który już dopijał.
— Słuchajcie no, nie trąciliśmy się jeszcze... A więc za wasze szczęście, moi drodzy, pobierzcie się prędko I miejcie dużo dzieci.