Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

już tam jeden z dawnych uczniów, drogi jego sercu Sebastyan Milhomme, którego matka, pani Aleksandrowa znowu zajęła w sklepie miejsce obok bratowej, pani Edwardowej, odkąd kwestya niewinności Simon’a podniosła opinię szkoły świeckiej. Trzymała się jednak nieco na uboczu, aby nie odstraszać zawsze przemożnej klienteli klerykalnej. Drugi rok już był w Szkole i stał się również ulubieńcem Salvan’a, który z rozkoszą liczył na niego, jako na posła dobrego słowa po wsiach odległych. Ostatnich wakacyj Marek miał przyjemność powierzyć staremu przyjacielowi drugiego ucznia, Józefa Simon’a, syna niewinnej ofiary, który pomimo niemiłych przeszkód, postanowił być nauczycielem, aby zwyciężyć na tem polu, na którem jego nieszczęśliwy ojciec tak tragicznie walczył. Sebastyan i Józef spotkali się w Szkole, ożywieni jednakową wiarą i gorliwością i węzeł dawnego koleżeństwa w ścisłą zawiązali przyjaźń. Mając wolne popołudnie, z największą przyjemnością przybiegali obydwaj do Maillebois, aby się zobaczyć z dawnym nauczycielem.
Wśród zwolna płynących zdarzeń Marek czekał ciągle, miotany nadzieją lub rozpaczą. Próżno spodziewał się, że Genowefa uświadomiona, uleczona moralnie — powróci; obecnie jedyną pociechą jego, stałą nadzieją była spokojna wytrwałość Ludwini. Przychodziła do niego, wedle obiet-