Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dłem za tobą, nie chcąc uchodzić za osła, lub tchórza.
— O, nie były z nas osły — odparł August — ale co za próżniaki i uparciuchy... Przepraszamy pana teraz serdecznie. I co do mnie, podzielam pańskie zdanie, jeżeli Julek ma zdolności, trzeba go pchać. Cóż u dyabła! należy iść z postępem.
Słowa te ogromnie ucieszyły Marka, poprzestał na nich tymczasem, odkładając na później przekonanie rodziców. Chwilę jeszcze rozmawiał z Augustem, opowiedział mu, że widział jego narzeczoną, Anielę Bongard, osóbkę, która prawdopodobnie da sobie radę w życiu. Widząc, że chłopiec śmieje się z zadowoleniem, postanowił zrobić jeszcze doświadczenie, dowiedzieć się, co ten dawny jego uczeń myśli o zajmującej go nadewszystko sprawie.
— Mąż waszej siostry, Fernand... pamiętacie kiedy byliście razem w szkole...
Obadwaj bracia rozśmieli się razem.
— A, Fernand, toż to była ciasna głowa!
— Otóż właśnie Fernand, z którym mówiłem o tej nieszczęśliwej sprawie Simon’a, wierzy w owe pięć milionów, dane przez żydów; mają one być ukryte i czekają, aż nieszczęśliwiec wyjdzie z więzienia, a tam miejsce jego zajmie jeden z braciszków.