Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pieniędzy, coś z pięć miljonów, aby wydał pod gilotynę jednego z braciszków Doktryny Chrześcijańskiej. A że Simonowi się nie udało, więc pieniądze czekają, a żydzi robią wszelkie wysiłki, aby, nawet za cenę krwi całej Francyi, zgubić braciszka Gorgiasza, żeby tylko Simon mógł wrócić i wydobyć skarb ze skrytki jemu tylko znanej.
— Zlituj się, chłopcze — zawołał ogłuszony Marek — nie możesz przecie wierzyć w podobne głupstwa!
Chłopak patrzał na niego z zaspaną miną, wytrzeszczając oczy.
— Dlaczego nie?
— Bo rozum się oburza na to. Umiesz przecie czytać, pisać, pochlebiam sobie, że obudziłem o tyle twój umysł, iż masz możność rozróżnić prawdę od kłamstwa... Czyż nie zapamiętałeś nic z tego, czegoś się u mnie uczył?
Fernand zrobił ruch znużenia i lekceważenia.
— Aj, panie Froment, żeby tak wszystko pamiętać, toby głowa spuchła... Ja tam powtarzam panu, co zewsząd słyszę. Mądrzejsi ode mnie przysięgają na to... Zresztą czytałem coś podobnego przedwczoraj w „Małym Beaumontais“. Przecież jak wydrukowane, to musi być prawda.
Marek rozpaczliwie machnął ręką. Po tylu latach pracy, taka ciemnota! Co za łatwa zdobycz dla błędu i kłamstwa ten chłopiec, wierzący