Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziecka zgadywał z przerażeniem zbliżającą się ostatnią klęskę!
— Co takiego, kochanie?
— Oto, tatusiu, rozmyślałam długo, dziś jeszcze cały dzień męczyłam sobie nad tem głowę i zdaje rai się, że jeżeli tatuś zgodzi się z mojem zdaniem, to powinnam zamieszkać z mamą u babki.
Wzburzony, zawołał gwałtownie.
— Jakto, mam się zgodzić z twojem zdaniem? Nie chcę! Wszystkiemi siłami cię zatrzymam, nie pozwolę, abyś i ty mię opuściła!
— O, tatusiu — szepnęła — pomyśl chwilkę a zobaczysz, że mam słuszność.
Nie słuchał, wstał i szybko chodził po pokoju.
— Mam jedynie ciebie i miałabyś odejść! Porwano mi żonę, teraz chcą porwać córkę, zostawić mię samotnego, opuszczonego, bez promyka uczucia! A, czułem dobrze ten cios ostatni, przewidywałem, że okrutne ręce pracują w ciemności, aby mi rozszarpać ostatni szmat serca!.. Nie, nie! tego za wiele, nie zgodzę się nigdy na rozstanie z tobą!
Zatrzymał się nagle przed nią i mówił szorstko:
— Zatruli ci tak umysł i serce, że i ty także już mnie nie kochasz?.. Ile razy tam pójdziesz, rozpoczynają nademną sądy, powtarzają ci oszczerstwa, aby cię odstręczyć odemnie? Chodzi o to,