Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyczerpujące przesilenie, trzymające w zawieszeniu życie społeczne. I ostatecznie wychodziło na korzyść anty-simonistów, którzy przyszli do siebie po strasznem odkryciu u ojca Philibina. Zwolna, dzięki długim formalnościom i fałszywym słuchom, powstałym z badań sekretnych, zaczęli udawać, że przy nich zwycięstwo i głosić pewną porażkę simonistów. Nikczemne artykuły „Małego Beaumontais“ powróciły do kłamstw i obelg szczęśliwych czasów. Ojciec Teodozy, na jakiejś uroczystości na cześć świętego Antoniego Padewskiego, z kazalnicy pozwolił sobie przepowiadać bliskie zwycięztwo Boga nad przeklętą rasą Judy. Po ulicach i placach, z miną ważną, z radosnem obliczem przebiegał jak wichrem gnany braciszek Fulgenty, niby ciągnąc w apoteozie rydwan Kościoła. Co do braciska Gorgiasza, którego Kongregacya zaczęła uważać za mocno kompromitującego, starano się, ile możności, trzymać go w ukryciu, nie śmiąc jeszcze umieścić go w jakiemś schronieniu pewnem, jak ojca Philibina. A nie był on dogodnym: lubił się pokazywać, zadziwiać świat manierami świętego zakonnika, osobiście porozumiewającego się z Bogiem o zbawienie. Dwa razy wywołał skandal, policzkując chłopców za to, że wychodzili z jego szkoły w niedostatecznem skupieniu ducha. To też mer Philis, którego przyzwoitą pobożność raziła ta osobistość o uczuciach