Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łym? Ojciec Philibin to prawdziwy bohater, ofiara wiecznie posłuszna przełożonemu; poświęcenie posunął tak daleko, że sam jeden zapłacił za nakazane czyny, wykonane w milczeniu. Druga ofiara to ten szaławiła braciszek Fulgenfy, prawdziwy idyota — z ptasią, szaloną mózgownicą, nieodpowiedzialny i nie zasługujący na to, aby być zmiecionym, rzuconym w nicość i umierać niewiadomo nawet gdzie. I po co tyle brudów i niewdzięczności? Nie byłoż ze strony ojca Crabot’a o tyle głupiem, o ile podłem opuścić dawnych przyjaciół, sprawców swego wywyższenia? czy nie pod samym sobą grunt kopał, pozwalając ich pokonać i czy nie lękał się, że jeden z nich, zniecierpliwiony, powstanie i w twarz mu rzuci straszną prawdę?
— Mówię panu — wołał Gorgiasz — że pod wspaniałą postacią, pod opinią inteligencyi i gienialnej dyplomacyi, ukrywa on bezgraniczną głupotę. Trzeba być głupim jak koń Jezusowy, aby postępować ze mną, jak on postępuje. Ale niech się strzeże, niech się strzeże! ja kiedyś przemówię...
Nie dokończył; chciwie słuchający Marek chciał go pociągnąć za język.
— Co? co masz pan do powiedzenia?
— Nic, to sprawa między nim a mną, powiem ją przed Bogiem na spowiedzi.