Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przed sądem karnym stanęło piętnastu świadków i sędzia, po gwałtownych rozprawach, zasądził księdza Cognasse na dwadzieścia pięć franków kary, co dostatecznie tłomaczyło stan wrzenia, w jakim od dni kilku pozostawał. Gdy, przechodząc koło ogrodu plebanii, podniosła nieco głos, mówiąc, że zasłużył na karę, nagle po nad niskim murem ukazała się głowa księdza Cognasse i zaczęła miotać obelgi.
— A, pyszna, kłamliwa babo, wcisnę ci do gardła twój gadzinowy język, co jadem pluje na Boga!
Jakim sposobem był tam właśnie w tej chwili? Czy z za muru czatował na powracających z uroczystości? Czy przystawił drabinę, z której lepiej było widać? Zobaczywszy panie Martineau w nowej sukni, otoczoną wystrój onemi kobietami, co zaniedbały kościół dla bezbożnej zabawy w domu dyabelskim, do reszty stracił głowę.
— Kobiety wyuzdane, co łzy wyciskacie aniołom, kobiety przeklęte, kraj zatruwające swojemi grzechami, strzeżcie się, strzeżcie! Ja się z wami rozprawię, zanim szatan was porwie!
I doprowadzony do furyi tem, że nie miał za sobą nawet kobiet, tych nędznych kobiet, które Kościół nienawidzi, których się boi, ale które pragnie trzymać, aby przeznie panować, — zaczął wy-