Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trzymywała Sara, ogromnie przywiązana do bratowej i odwiedzająca ją, ile razy przybywała z Rourille, gdzie mąż jej był dyrektorem. Mieli dziewięcioletnia córkę, Teresę, wdziękiem i pięknością przypominającą babkę Rachelę. Sara przyjeżdżała z Rouville, odległego zaledwie o dziesięć minut koleją, do Maillebois aby czuwać nad pracownią ubrania starego Lehman’a, przy ulicy du Trou. Lehman zestarzał się ogromnie, miał przeszło osiemdziesiąt lat, to też Sara zamierzała sprzedać zakład, gdyż trudno jej było zarządzać nim zdaleka.
Ucałowawszy Ludwinię, Marek uścisnął ręce Sary.
— Jakże się miewa mój wierny Sebastyan? a wasza duża córka? a ty sama, moje dziecko?
— Wszyscy mają się wybornie — odrzekła wesoło. Nawet dziadek, mimo swego wieku krzepki. I ztamtąd mamy dobre wiadomości. Wuj Dawid pisze, że ojcu przeszły zupełnie ataki febry, którym dotąd podlegał.
Marek kiwał głową.
— Tak, tak, rana jest głęboka i niewyleczona; żeby go uzdrowić, trzeba uzyskać rehabilitacyę, tak upragnioną, a tak trudną, do wywalczenia. Jesteśmy jednak na dobrej drodze, nie tracę nadziei, bo zbliżają się czasy chwały... Powtórz Sebastyanowi, że każde dziecko, które wy-