Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ką wolę i raczej umrą z głodu, niż się poruszą do czynu, na Boga zdając utrzymanie życia.
W pierwszych czasach pobytu Marek, przechadzając się z Genowefą, wpadł w rozpacz na widok opuszczenia i niedbalstwa, pól źle uprawnych i dróg nie do przebycia. Jednego razu poszli dalej i dotarli do le Moreux, gdzie zastali Mignot’a, obejmującego w posiadanie smutną szkołę i, równie jak oni, zmartwionego nędzą, w jaką popadła okolica.
— Nie macie pojęcia, drodzy państwo, jakie spustoszenia porobił tu ten ohydny Cognasse! W Jouville’u powstrzymywał się jeszcze, ale w tym zapadłym kącie, gdzie chłopi są zbyt skąpi, aby utrzymywać własnego proboszcza, wpadł jak burza, straszył, niszczył wszystko. Od czasu jak ten istny zakrystyan Chagnat pokornie mu służył, panowali tu razem, odsuwając mera Saleur’a. Ten zaś grubas, dbający tylko o to, aby być zawsze wybranym, zrzucał wszelkie sprawy gminy na sekretarza, dawał mu się nawet prowadzić do kościoła, aby tam zabłysnąć dostatkiem zbogaconego handlarza bydła, bo w gruncie nie lubi nawet księży... Rozumiem dobrze mękę nieszczęśliwego, tragicznego Férou, pojmuję jego roztrój i wyskok szaleństwa, który zeń zrobił męczennika.
Marek wyraził ze drżeniem, jak go prześla-