Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nizko, że stanie się Francya głuchą, twardą, uśpioną i podłą, która wylęga się w hańbie i niesprawiedliwości. Iluż lat trzeba i pokoleń, aby ją zbudzić z obrzydliwego snu? Poddał się chwilowo rozpaczy, sądził, że ojczyzna zginęła, słyszał przekleństwa zagrobowe Férou: upadły kraj, przegniły pod wpływem księży, zatruty przez plugawe dzienniki, pogrążony w takiem błocie ciemnoty i łatwowierności, że nigdy się z niego nie wydobędzie. Nazajutrz po potwornym wyroku, wydanym w Rozan, przypuszczał, że przebudzenie jest możliwe, gdyż, pod powiewem grozy widział oburzenie prawych sumień i zdrowych rozumów. Nic się jednak nie poruszyło, najodważniejsi zagrzebywali się po kątach i dzięki głupocie i tchórzowstwu ogółu, spełniła się najwyższa ohyda.
Na mieście zobaczył Marek Darras’a o twarzy zmienionej rozpaczą, gdyż znowu wymknęło mu się merostwo, pozostałe przy tryumfującym klerykale Philis’ie. Zwłaszcza jednak spotkanie dawnych uczniów, Fernanda Bongard’a, Augusta i Karola Doloir’ów oraz Achillesa i Filipa Savin’ów zmartwiło go mocno, okazując mu ostatecznie, jak mało zdołał im wszczepić poczucia sprawiedliwości społecznej i cywilnej odwagi. Fernand wzruszał ramionami i o niczem wiedzieć nie chciał. August i Karol znowu wątpili o niewinności Simona. Dwaj bliźniacy, Achilles i Filip przeko-